Sesja.. jaka sesja?

sesja to jest dla mnie termin, w ktorym konczy sie projekty. Tak sie sklada, ze w tym semestrze mamy ich kilka (znowu...), kazdy calogrupowy i jak to w zyciu bywa, nie kazdy pala entuzjazmem do roboty (a kilka osob to nie ma nawet takich kompetencji, zeby cos zrobic).
Egzamin tylko jeden, ale za to u kolesia, ktorego przeklina kazdy student co z nim mial cokolwiek wspolnego. Mimo to nie martwie sie na zapas. Bede sie martwil jak zobacze pytania i sie okaze, ze mnie przerosna. Egzamin dotyczy niestety czesci bardziej sprzetowej (jezyki opisu sprzetu, verilog, vhdl..), za ktora nie przepadam, ale moj zyciowy optymizm mowi mi, ze jak zwykle mi sie uda

Jak do tej pory warunkow nie mialem zadnych.. mowia, ze bez warunkow to nie student, a studia to nie wyscig, ale ja tam ich nie slucham. Nie to, zebym zakuwal jak glupi.. co to to nie.. ciagne juz 2 rok na tych samych dwoch zeszytach ;], a uczyc (tak do egzaminow lub rzeczy ktorych nie lubie) to ja sie strasznie nie lubie, ale na tyle szczescia badz rozumu, zeby zdac nawet najbardziej nielubiane przedmioty to mam.
PS. jutro dopiero pierwszy wpisik.. ;]