Człowiek w kraju ogarniętym wojną nawet na to nie zwraca uwagi. To potrzeba chwili. Choć obecnie Polska nie jest w stanie wojny z nikim, to mam na codzień możliwość obcowania z osobą, która jeszcze nie tak dawno miała zupełnie odmienną sytuację. Mieszkała w Sarajewie w czasie wojny bo to jej rodzinne miasto. Dziewczyna(!) była zmuszona biegać po ulicach z Kałachem. Gdy jej pytałem, to dla niej nie było to nic niezwykłego, że broniła siebie i bliskich, a także kraju. Dla niej to było coś naturalnego. Wojna więc jest okresem według mnie, gdy patriotyzm w naturalny sposób się w nas wykształca. Człowiek nie zwraca na to uwagi, że przyjmuje pewną postawę, z której wolni ludzie są dumni.
Ale jak to wygląda w kraju, który nie jest zniewolony? Do Okrągłego Stołu wyznacznikiem patriotyzmu była walka mniej lub bardziej aktywna z aparatem władzy komunistycznej. Ale czym jest patriotyzm w demokratycznym ustroju? Nie jest to walka w klasycznym znaczeniu tego słowa... Bo z czym niby?
Gdy tak leżałem i myślałem, doszedłem do wniosku, że chyba to są pewne drobne gesty związane z ochroną języka, własnych korzeni, tradycji w sposób nie nacjonalistyczny, odcinający się od skrajnej prawicowości. W to wchodziło by choćby piętnowanie "p0keMonIzmoO", językowych potworków i kompletnej dys-funkcji pisano-słownej, bezkrytycznego kopiowania zagranicznych wzorców czy promowanie pewnych narodowych symboli, produktów. Nie wiem jak Wy to widzicie. Może ktoś podejmie pałeczkę, choć wiem, że temat jest raczej "ciężki", refleksyjny, filozoficzny nieco. No ale ja akurat od tego typu pytań raczej nie nawykłem uciekać
