To masz szczęście z tym, że masz takich księży. 99% Polski nie ma a ja sam w swoim życiu spotkałem takich księży raptem trzech choć przez całe życie przewinęło się ich o wiele, wiele więcej. Nie wierzę, że w całej parafii, mieście wszyscy są tacy. Wystarczy porozmawiać więcej na osobności z nimi, a od razu to co na zewnątrz pokazują zmienia się na coś przeciwnego. Uważam, że tylko misjonarze mogą Ci na ten temat powiedzieć coś więcej niż ksiądz, który przez całe życie był w 2 lub 3 parafiach góra. Zwyczajny ksiądz już miał obiekcje podczas "kolędy" bo potrafiłem zarzucić mu zachowanie niezgodne z religią, którą głosi. Byś widział jego oburzenie na to, że śmiałem podważyć jego autorytet

Co za nim kryje? Miks wielu religii plus komercjalizm. Wywodzi się z wierzeń, według których w ów dzień duchy zmarłych opuszczają swój "wymiar" i obcują z żywymi. Jestto szczególnie widoczne dobrze w Ameryce Środkowej (Meksyk), gdzie święto zmarłych jest bardzo radosne. Ludzie przychodza na groby gdzie racza się jedzeniem, napojami, alkoholem by w ten sposób ułatwić duchom zmarłych kontakt z żywymi i celebrowaćich pośmiertne życie. Dla mnie grobowa powaga na cmentarzach jest reliktem Średniowiecza i oznaką ciemnoty. Czemu? Skoro ktoś umarł to czemu mamy go opłakiwać, skoro znalazł się w lepszym świecie, gdzie brak jest trosk, śmierci, bólu. Strach przed śmiercią jest próbą utrzymywania posłuchu u ogłupiałych wiernych. Jeszcze dorzućmy hasło: "zaplaćcie za odpust, a będą Wam grzechy odpuszczone". Kupczenie życiem wiecznym i słowami Jezusa: "Komu odpuścicie grzechy, będą odpuszczone w niebie. Komu zatrzymacie, będą zatrzymane.". Poza tym Halloween nie nakazuje nikomu wzywania duchów czy demonów. To sobie dodałeś sam. Halloween wywodzi się ze szkockiej tradycji zwanej Geysing, gdzie dzieci przebrane za czarownice, upiory itp. chodziły po domach i recytowały wierszyki za słodkości. Tak więc wykazałeś się zajebistą ignorancją pisząc o czymś, o czym nawet nie masz kompletnie pojęcia. A na dodatek jeszcze argumentujesz to walką z "siłami ciemności"

Te symbole nie są złe... To powiedz mi które są, a które nie są złe. Ja czytałem na temat symboliki różnych religii naprawdę wiele i rozmawiałem z ich wyznawcami także. To, że 95% populacji Polski nie odróżniacie pentagramu od odwróconego pentagramu także wiele mówi. To tak samo jakbyś odwrócony krzyż i zwykły krzyż traktował tak samo

Skoro czytałeś tak dokładnie, to powiedz ile z fragmentów jest dla Ciebie bezsensownych i niezgodnych z głoszoną nauką Kościoła? Jak dla mnie zbyt wiele. I nie mam tu na myśli tekstów "Oko za oko, ząb za ząb", ale teksty w stylu "aniołowie zstępowali na ziemię i płodzili potomstwo" w Księdze Rodzaju aż od takich tekstów się roi. Normalnie śmiać mi się zawsze chciało gdy powyższe rzucałem jakiemuś klesze w twarz by mi to wytłumaczył


To, że wiele religii mate same fragmenty w świętych księgach jest proste do wytłumaczenia. I to na drodze rozumu a nie wiary. No ale niektórzy mają wiarę, a niektórzy rozum i go używają. To podstawowa różnica między oświeceniem a zabobonem. ja nie muszę czekać do śmierci bysię o tym przekonać bo myślę, kojarzę fakty postępuję naukowo i dochodzę do określonych wniosków. Tyle, że aż nazbyt dobrze mi one pokazują bezsens czegoś takiego jak religie.
Ty byłbyś gotów zastrzelić. Ja dopóki bym nie był zmuszony do tego by chronić najbliższe mi osoby - nie. Cenię ludzkie życie i szanuję, jestem przeciwko karze śmierci. Mam swoje poglądy na temat gwałcicieli, morderców i innych osób, które większość posłała by na stryczek bez zawahania, ale to nie temat o tej kontrowersyjnej sprawie. A skoro gotów byłbyś zabić i jednocześnie wiesz, masz pełna świadomość tego, że to niezgodne z religia jaką wyznajesz, to w czym jesteś lepszy od wyznawcy innej religii czy po prostu kogoś o odmiennym spojrzeniu na rzeczywistość? Dla mnie to, co zrobił JPII wybaczając Ali Agcy zamach jest najlepszym dowodem jego prawdziwej wiary w słowa Jezusa. Czy Ty byłbyś do tego zdolny. Ja sam nie wiem czy potrafiłbym, byłbym gotów wybaczyć.
A wracając do encyklik... "Fides et Ratio" to moim zdaniem świetnie pasujące do tego tematu jaki tu się rozwija. Tu macie tekst
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/ja...es_ratio_0.html
Co do muzyki to prawda. każdy ma inny gust. Tylko że "Ona nie kocha mnie... Uh lalala"



To grzech według Ciebie? Dla mnie nie. Małżeństwo jest tylko sakramentem "pro publico bono". Jeśli dzielę z kimś życie, opiekuje się nim, a także potomstwem dlatego, że daną osobę kocham za to, kim jest, to bóg jako istota wszechobecna oceni mnie wedle moich uczynków. Małżeństwo jest tylko przypieczętowaniem uczuć międzyludzkich. Nie muszę się spieszyć by je zawrzeć. Córki na siłę także nie chcę chrzcić. Optowałbym raczej za tym, by sama wybrała czy chce zostać katoliczką czy nie. Mogę jej pokazywać jak żyć, czym się w życiu kierować, jak postępować by nie musiała się wstydzić swojej wiary. To jest moim zdaniem wyznacznik chrześcijanina. Trwać w swojej wierze, pokazywać że żyje się jej prawdami. Nie mówię tu wcale o dewotach, które leżą krzyżem w kościołach, a zatłukłyby do krwi kogoś za to, że myśli inaczej niż powiedział ksiądz. Nie myl wiary z fanatyzmem czy fideizmem. Ja uważam, że za swoje czyny odpowiem na Sądzie ostatecznym. To, że "wypada" w kraju katolickim być katolikiem jest tylko i wyłącznie zmuszaniem. Mam kilku znajomych którzy otwarcie poszli do proboszcza i powiedzieli: "Chce cofnąć wszystkie swoje sakramenty" i wystąpili z kościoła katolickiego. Czy zrobili dobrze? Nie mnie to oceniać. Nie potępiam ich za to bo to ich wybór i mogę się z nim jedynie nie zgadzać. Od lat kwestionowali to co im się wciska i postępowanie kleru zrażało ich jeszcze bardziej do katolicyzmu. Byli konsekwentni w swoim postępowaniu. Pokazałbyś kilku w swoim otoczeniu, którzy narzekając na kler mieli by "jaja" by otwarcie wystąpić z kościoła? Czy ważniejsze jest dla Ciebie, że mam jakiś sakrament "na papierku", czy może to, że mimo jego braku żyję tak, jakbym go "podpisał"? Czy jest istotne, że zrobię to nie od razu ale za rok? Podjąłem pewne zobowiązania i dotrzymuję ich. Moja córeczka ma prawie pół roku i ani myślę zostawiać jej lub jej matki, a mojej dziewczyny, ani teraz, ani w przyszłości. Jestem pewny swoich uczuć i mam gdzieś "co ludzie powiedzą". Ważne jest, że chcę być z nią mimo przeciwności losu. Chciałem dziecka razem z nią. To nie był "wypadek przy pracy". To, że nie mamy ślubu wcale nie czyni z nas gorszych rodziców niż pary po ślubie. Grzech byłby, gdybyśmy chcieli je usunąć lub sobie fruwali z kwiatka na kwiatek. Ale nie. jesteśmy parą, która jest i chce być ze sobą. Małżeństwo to będzie już tylko formalność... Jeśli uważasz to za grzech to wspomnę tylko, że Jezus mówił coś tam o belce w oku... No a poza tym było coś o 1 grzeszniku i 99 sprawiedliwych

Nie twierdzę, że nie szanujesz innych religii, ale w Twoich słowach jest pogarda dla tego co obce i nieznane, niezrozumiałe. Ma być tak jak nakazuje wiara i tradycja, nieważne że jest ona niezgodna ze Świętą Księgą tejże religii i traktuje ją bardzo wybiórczo, a wyznacznikiem autorytetu nie jest kwestia mądrości słów, lecz obecności habitu/ornatu/sutanny.
Może tego nie zauważasz, ale tak. Wypowiadasz się jednoznacznie w sprawie, którą tak naprawdę jedynie liznąłeś bez głębszego poznania, szufladkując jednocześnie określone grupy na podstawie zachowania. I jeszcze spomiędzy wersów można wyczytać, że mniemasz, iż to Ty jesteś prawdziwym katolikiem.
..a słowa iż nie jestem chrześcijaninem już ewidentnie mnie o tym przekonały. SPECJALNIE napisałem chrześcijaninem, a nie katolikiem i dałeś się podejść. Te słowa nie są tożsame. Katolik to wyznawca kościoła rzymskiego i choć mam tak w metryce, to nie uważam się za niego. Jestem chrześcijaninem, gdyż przyjąłem chrzest i staram żyć zgodnie z nakazami Starego oraz Nowego Testamentu. Wobec mnie zachowałeś się jak sędzia, ferując jasny wyrok, choć wykazałem w tym akapicie Twój jawny, a bezpodstawny wyrok wobec mojej osoby. Zwłaszcza, że celem chrześcijanina nie jest dążenie do świętości co sugerujesz, tylko godne życie zgodnie z nakazami wiary. Jeśli Watykan kazałby Ci zabijać niewiernych by dostąpić życia wiecznego też byś to zrobił? Według Twoich własnych słów - powinieneś. Czy byś to zrobił? Wątpię. I tu się różnimy. Ja przynajmniej obłudnie nie twierdzę czegoś bo tak wypada. Po to dostałem od boga wolną wolę by móc odróżnić dobro od zła. Czemu więc starasz się zaszufladkować mnie jako "tego złego", bo nie wypełniam nakazów Kościoła, które są moim zdaniem złe lub nie są dla mnie konieczne do godnego i zgodnego z wiarą życia?
Tak przy okazji... Pamiętasz słowa Jezusa na odchodne? Coś o fałszywych prorokach mówiących w jego imieniu. A poza tym jakbyś zapomniał - szatan zna się super na Piśmie Świętym i umie je interpretować zgodnie ze swoją wykładnią. A może któryś z papieży działał za jego podszeptami? Skąd masz pewność, że Ci, którzy wpływali na religię lub ją kształtowali byli rzeczywiście święci? Szatan też mógł czynić cuda. No ale tego typu myśli to dla wielu bluźnierstwo wręcz. Ja uważam że nie i nie wiemy ile z prawdziwych słów przetrwało do dziś. Dlatego też od nas zależy i naszego sumienia by odróżnić dobro od zła i na tej podstawie postępować. Niekoniecznie według tradycji i narzuconych obrządków. Pożyjesz jeszcze z 10-15 lat to zrozumiesz o czym mówię.
Dodam, że akurat w wieku tych nastu lat byłem osobą, która była o wiele mniej antyklerykalna i daleko mi było do obecnych poglądów. Dla wielu byłem wzorem zachowania chrześcijańskiego, co było przyczyną wielu kpin i nie tylko ich. Dlatego Twoje oceny mnie nie zaskakują wcale. Należałem do organizacji katolickich nie tylko w stylu "spotykamy się gdzieś i modlimy" ale także bardziej aktywnie w stylu chóry kościelne, odwiedzanie zakładu starców czy ludzi w wariatkowie. Tak więc... Znasz mnie na tyle by mówić o mnie jak o "złym" chrześcijaninie? Może w swoim życiu zachowywałem się bardziej jak chrześcijanin niż Ty zdołasz przez całe życie? Miałem wiele pokus przez swoje życie i wiele razy mnie ciężko doświadczyło życie. Przynajmniej dwukrotnie byłem o włos od śmierci. Myślisz, że to sprawiło, iż odwróciłem się od wiary? Skądże... Wzmogła się ona nawet. Kiedy będziesz leżał w szpitalu pod dwoma kroplówkami, o Twoje życie będzie walczył ordynator, od śmierci będzie Cię według niego dzieliła granica 1 kreski ( kreski, nie stopnia ) na termometrze, a Twój stan będzie taki, że nawet rodziny nie będą chcieli wpuścić do twojej izolatki to może wtedy zrozumiesz, że są momenty gdy ludzie potrafią się pytać "Boże... Dlaczego mi to robisz?" każdego dnia w ciągu kilku miesięcy pobytu w szpitalu. Nie każdy taką próbę wiary przechodzi szczęśliwie i nie życzę jej nikomu. Mi się udało, choć do dziś za czyjąś głupotę i niedbalstwo płacę oraz wiem, że nie umrę śmiercią naturalną tylko na raka lub marskość wątroby zanim dożyję do emerytury, czyli mam przed sobą jakieś 25-30 lat życia góra. Być może nie zobaczę jak moja córka wychodzi za mąż, żyję z wyrokiem i mimo tego się cieszę życiem jakie mi pozostało, choć przez kilka lat nie potrafiłem się pogodzić z tym co mnie spotkało. Ale wcale nie winiłem za to boga czy jakiejkolwiek istoty wyższej. Przeżyłem i tylko to jest ważne. Staram się teraz żyć godnie bym nie musiał wstydzić samego siebie i czerpać z tego życia garściami, bo nie wiem czy aby te wspomniane 25-30 lat to tylko moje pobożne życzenie. Jesteś gotów na taką próbę czy może uważasz, że śmierć kogoś bliskiego to byłaby największa jaka Ci się może przytrafić? Jak byś zareagował, gdybyś dostał wyrok: wózek inwalidzki? Ja tak nie miałem, choć i tak muszę do końca życia uważać na siebie, to co jem i co robię. Czy choćby taką próbę wiary byś "przeszedł"? Ja taką od 20 lat (dokładnie w tym roku minęło) mam i nie płaczę, że zostałem pokrzywdzony przez los, tylko twardo robię co uważam za słuszne i zgodne z moim pojmowanie dobra oraz zła. Bo co mi może powiedzieć o nim ksiądz, który tak naprawdę nie przeżył choćby części dylematów wiary, które były moim udziałem?
Czy ja feruję wyroki? Tak, kolejny tu i teraz. Uważam, że nie masz doświadczenia życiowego i nie zostałeś poddany próbom wiary na tyle silnym, które dawało by Ci podstawy do tego, by oceniać kogokolwiek pod kątem moralnym i religijnym, gdyż Twoja wiara może być jak liść na wietrze. Dziś pozornie silna, ale za kilka dni, miesięcy może zostać złamana jak suchy patyk. Nic ponadto. Nie oceniam czy jesteś dobrym czy złym chrześcijaninem bo to nie moja brocha. Uważam jedynie, że nie masz prawa do oceniania mojej moralności i wiary. Od tego jest instancja wyższa, która oceni mnie po mojej śmierci i każdego z nas wedle jego uczynków przez całe życie, a nie tylko do wieku 15-20 lat, kiedy to rodzice w dużej mierze nami i naszym postępowaniem kierują. Przekroczysz pewną granicę i sam się o tym przekonasz, jak łatwo wielu upada, a jak niewielu wytrwa.
PS: Chłopaki... Opanujcie się! Zachowajcie choć trochę kultury i godności osobistej. Jak dla mnie wypowiedź osoby, która żyje połowę tego co ja lub część osób tutaj piszących jest zwyczajnie nacechowana brakiem doświadczenia i pewnego rodzaju egocentryzmem. Mierzy innych według siebie, choć pewnych rzeczy nie może, gdyż nawet ich jeszcze nie przeżył, a niektórych przeżyć bym mu nawet nie życzył ani nikomu z osób mi wrogich. Jeśli już chce tak bardzo oceniać to zadam mu proste pytania:
1. Czy znasz osoby, które otwarcie uważają Cię za swojego "wroga" i nienawidzą?
2. Czy robisz coś, by to zmienić?
Ja Ci odpowiem na te pytania dwa proste:
ad 1) Nie. Już nie
ad 2) Tak, miałem wielu, ale potrafiłem się do nich na tyle zbliżyć, że część uważa mnie obecnie za więcej niż dobrego znajomego. Nie każdy kumpel jest tak pewny swojego znajomego na tyle, że zostawia go sam na sam ze swoją dziewczyną, która leży w łóżku obok w samej bieliźnie, albo i bez niej, choć wie, że on także starał się o jej względy.
Wielu "cfaniaczków" już by mnie od frajerów wyzwało, bo takie sytuacje nie należały u mnie do rzadkości. Jak Ty byś się zachował, gdyby w Twojej obecności, Twoja dziewczyna rzuciła by się innemu w ramiona, zawiesiwszy mu na szyi i owinąwszy nogi wokół bioder? Co byś zrobił będąc sam na sam z dziewczyną w namiocie. Kilkaset kilometrów od jej chłopaka. Na takie dylematy przyjdzie Ci poczekać jeszcze trochę czasu. A dodam, że akurat moje koleżanki z miasta rodzinnego to nie byle jakie kąski. Niejednemu by poleciała ślinka na ich widok. Takie coś już niedługo stanie się Twoim udziałem. Czy będziesz wstrzemięźliwy jak nakazuje wiara, walniesz Niemca po hełmie (
