@batman: skoro tak miałeś to wiesz jakie są koszty podstawowe choćby. Ile z tych pieniędzy szło na mieszkanie (bo piszesz tak, jakbyś je sam opłacał), ile szło na wodę, prąd (bo to jak mniemam też sam opłacałeś), czy mieszkałeś już z dziewczyną, ile by mogło iść na dziecko, którym musisz się zająć (nie tylko pieniędzy, ale i czasu). Pozostaje Ci już w ciągu dnia niewiele go na cokolwiek. Postawa roszczeniowa jest wtedy gdy nie robisz nic w określonym kierunku, a masz wymagania. Poza tym sytuacja gdy nie ma dziecka jest zupełnie inna niż gdy już ono jest na świecie. Nie możesz sobie pozwolić na zadłużenie. To samo w sytuacji wolny (choćby i w związku), a małżeństwo. Każda z różnic sprawia, że sytuacja nieco inaczej wygląda i nie zawsze można sobie pozwolić na wszystko, bo sytuacja zwyczajnie wymusza rzeczy, których normalnie by się nie chciało robić. Choćby porzucenie swojej pracy, rodziny i emigracja zarobkowa. A wielu za granicą takich osób spotkałem. Zamknięte kopalnie, stocznie. Co ma zrobić osoba 40-50 letnia? 20-30 latek jeszcze może ma szansę się "przebranżowić", ale co starsze osoby, które w wyniku przemian straciły pracę, a w zawodzie pracowały już ze 20 lat i nie znają nic innego? Nie zawsze chcieć to móc. Czasem zewnętrzne ograniczenia potrafią mocno zawęzić możliwości. Wyrwać się z takiego kręgu można tylko w zasadzie zrywając ze wszystkim i stawiając wszystko na jedną kartę. Dopóki jesteś sam, ryzykujesz tylko Ty. Gdy masz rodzinę, stawiasz na tej karcie nie tylko siebie. To jest znaczna różnica.
@RedHat: Różnica jest znaczna. Te 2000 w Niemczech i Polsce jest jak porównywać Mercedesa do Malucha. Polcy powinni być szczęśliwi? Porównaj ile przez ten czas w kosztach podstawowych się zmieniło. Przyrost cen w tym segmencie sprawił, że w porównaniu do zarobków, ich udział w budżecie w Niemczech wzrósł w niewielkim stopniu. W Polsce uderzyło to poważnie w wiele rodzin. Wzrost średniej tego nie miał szans zniwelować. Poza ty akurat dla Polski średnia płacy jest daleka od doskonałości. Zobacz na medianę lub dominantę to wtedy będzie można poważnie porozmawiać. Według GUS w 2011 średnia pensja brutto to było około 3500, mediana to było już 2900, ale dominanta (modalna) była w przedziale 1800-2000. I na tę ostatnią patrz, bo ona jest najbardziej adekwatna, gdyż pokazuje przedział płacowy, w którym zarabia największa grupa Polaków. Dorzuć, że w Polsce jest wyższy VAT na wiele produktów pierwszej potrzeby, przez co zdarza się, że są one droższe niż choćby w innych krajach, co przy fakcie, że nawet
średnia zarobków w Polsce to nadal około jakoś 65% średniej europejskiej (bazuję na danych Eurostatu, dla porównania Niemcy to 120%), sprawia iż jednak mocno to odczuwamy. Choć odrobiliśmy "trochę", bo w 1995 to było 45% średniej europejskiej. Warto jednak zwrócić uwagę, że jest rozgraniczenie w obu na "starą"(EU15) i "nową"(EU27) Unię. Kto rozumie statystykę, wiele może z tej jednej tabelki wyciągnąć. Ogólnie jeśli ktoś chce "sypać" danymi i porówna dane z tej strony w porównaniu do nagłówków gazet w Polsce, szybko z hura-optymizmu zejdzie na ziemię.
http://epp.eurostat.ec.europa.eu/tgm/table...;pcode=tec00114Wystarczy bowiem tam zerknąć na prognozę wzrostu i już widać, że o ile w Europie będzie dominować tendencja gdzie jest wzrost to będzie to osiągane na zasadzie tendencji wzrostowej GDP, a więc jeśli w większości krajów było w granicach 0 i prognozuje się tam 1-2 na przyszłe lata, to w Polsce owszem on jest wciąż w granicach około 2, ale tendencja jest spadkowa, a więc jeśli w 2012 szacuje się 2.7, to na 2013 jest już 2.6. Dla kumatych oznacza to nie wzrost, ale hamowanie rozwoju tak naprawdę.
Idźmy dalej... HICP czyli "koszyk" tak zwany... W porównaniu do 2005 roku wzrost cen w Europie to 15%, dla Polski to 25%, czyli jako konsumenci odczuwamy to mocniej w budżecie niż inne kraje. Proszę to teraz nanieść sobie na stopień niezadowolenia społeczeństw, reakcji skrajnie prawicowych itp., a zrozumie się choćby dlaczego ostatnio się wkurzali ludzie w UK, które ma podobnie jak Polska ten wskaźnik na poziomie około 22%

No i dorzucić jeszcze średnią zarobków w porównaniu do Europy.
Peter13135 ma rację z pensją. Sam dojazd do pracy zje 400 złotych miesięcznie z jakiejkolwiek podwyżki w porównaniu do pracy na miejscu i w Poznaniu, gdzie zamierzam podjąć pracę. Do tego dojazd
w każdą stronę to będzie 1.5h czasu (który zamierzam przeznaczyć na dokształcanie się - książki, e-booki, kodzenie na lapku). Dla kawalera ten wzrost jest niemal niezauważalny, ale ojciec rodziny za 500 złotych różnicy w porównaniu do starej pensji raczej nie podejmie takiej zmiany i akceptowalna prze niego róznica musiałaby być w granicach 1000. 500pln róznicy , z której 400 zjada dojazd to nie alternatywa. Kawaler
zawsze może zmienić miejsca zamieszkania niemal od ręki. Rodziny tak szybko nie "przeniesiesz", a 500pln podwyżki jest śmieszne gdybyś myślał o szukaniu tam mieszkania(by nie dojeżdżać), a jednocześnie utrzymywaniu drugiego, gdzie żyje reszta rodziny. Dlatego batman niestety nie mogę się zgodzić, gdyż po prostu nie uwzględniasz wielu czynników. Z kolei RedHata podejście "cieszcie się, bo zawsze mogliśmy być >>Afryką Europy<<" jest conajmniej niepoważne. W Europie w wielu aspektach jesteśmy w ogonie, gdzieś na poziomie Rumunii czy Bułgarii (polecam naprawdę poczytać dane Eurostatu). I choć jest o wiele lepiej niż 20 lat temu, to jednak koszty tej transformacji są naprawdę duże dla nas oraz starszych pokoleń. Młodsze zaś widzą, że w Polsce tylko w dużych miastach jest jakaś możliwość. Ewentualnie wyjeżdżając za granicę. A gdy ma się jeszcze rodzinę, to skończy się to na kilka sposobów:
a) rozłąka z rodziną sprawi, że po jakimś czasie sprowadzisz ich i jakoś będzie się kombinować by wiązać koniec z końcem. Kto mieszkał na zachodzie wie, że tam też nie ma różowo (choć jest łatwiej),

rozwód, po "zasmakowaniu" życia zachodniego,
c) bycie "urlopowym" rodzicem i przesyłanie do Polski dużej części zarobków, co z kolei i tak może się zakończyć punktem

, gdyż od nadmiaru gotówki potrafi w Polsce niektórym "odwalić", znam sam przypadki, gdy mąż wracał i dowiadywał się od dzieci co robi żona. Lub gdy żona dowiadywała co mąż na emigracji sobie w zastępstwie "przygruchał".
Jeśli małżeństwo jest młode, to niemal na bank wyjazd za granicę skończy się jego rozsypaniem. Wiele wypowiadających młodych osób ma takie pojęcie o konsekwencjach swoich wyborów, że to aż poraża. Patrzą tylko z perspektywy "ja, mnie, mi" i nie rozumieją, że kilka zmian w ich dotychczasowym życiu wywróciłoby do góry całkowicie spojrzenie na świat oraz wybory, gdyż zmieniłoby system wartości.