> "Przed bitwą pod Grunwaldem spotykają się obie armie. Zadowoleni z tego,
> że się wzajemnie odnaleźli urządzają imprezkę. W krzyżackim obozie
wszyscy
> napierdoleni, klina klinem popychają, sytuacja trwa kilka dni. Pewnego
> poranka budzi się Wielki Mistrz Ulryk von Jungingen i odbierając podawaną
> mu flaszkę, pyta sługi:
>
> - Co to my dzisiaj mamy?
> - Dzisiaj ma być bitwa, Wielki Mistrzu...
> - O kurwa... - powiedział skacowany Mistrz przecierając twarz.
>
> Gdy już po paru głębszych Mistrz zaczął kontaktować, doszedł do wniosku,
> że zamiast wymordowywać się wzajemnie można by wystawić do walki po
jednym
> rycerzu z obu stron i wygra ta strona, której rycerz zwycięży. Nie będzie
> musiało tylu ginąć. Jak pomyślał - tak zrobił.
>
> Wysłali więc kolesia z dwoma mieczami z poselstwem do Polaków. A tam...
> balanga na całego! Trzeba znaleźć Jagiełłę! Po pewnym czasie odnaleźli go
> w końcu najebanego w stogu siana. Przystał na wszystko co mu
> powiedzieli...
>
> Teraz trzeba wybrać odważnego do walki. Krzyżacy nie mieli z tym
większego
> problemu - wybrali oczywiście Zygfryda de Loewe - najmężniejszego z
> mężnych. Był to rycerz z drewna nie strugany. 3,80 wzrostu, 2,40 w
barach.
> Teraz trzeba znaleźć dla niego konia. Niestety, jakiego by nie
> przyprowadzili, to albo się załamywał albo Zygfryd kolanami o ziemie
> szorował... Sytuacja beznadziejna. Na szczęście Wielki Mistrz miał
> znajomości u Hannibala.
>
> -Masz tu ode mnie tego słoniokonia - na pewno będzie dobry.
>
> Rzeczywiście, teraz to Zygfryd nawet stopami ziemi nie dotykał. Kolejny
> problem to miecz: szukają i szukają, ale żaden nie jest dobry. Największy
> miecz jaki znaleźli w całych Prusach to Zygfryd w trzech palcach trzymał!
> To przecież bez sensu! Poszli więc do kowala, aby wykuł odpowiednie
oręże.
> Kowal wykuł najpotężniejszy miecz jaki istniał - siedmiometrowy! Zygfryd
> zważył go w ręku, jak machnął, to za jednym zamachem ściął 14 dębów! No,
> tym to mogę walczyć!
>
> Pozostała jeszcze zbroja. Jakiej by nie znaleźli to albo za mała, albo
> jakaś taka lekka... Ostatecznie stary znajomy kowal wykuł odpowiednią
> zbroję dla Zygfryda. Zajebista płytówka - pasowała jak ulał, zdobiona
> złotem i nader wszystko wytrzymała. Zygfryd był gotowy do walki.
>
> Tymczasem w obozie Polaków ten sam problem. Jagiełło szuka ochotnika, ale
> nikt się nie zgłasza. Król postanawia wziąć ich sposobem - polewa
> dodatkową porcję miodu (wiele razy). Niestety, nawet totalnie najebani
nie
> chcą walczyć. Jagiełło poszedł do starego druha - Zawiszy Czarnego.
> Niestety, ten nie był skory do opuszczania domu.
>
> - Ubrudzę się tylko, jeszcze może mi się coś stać... Daj mi spokój!
>
> Kolejny był Maćko z Bogdańca - ale ten również nie był chętny.
>
> - Tu Jagienka na mnie czeka, a ja się będę gdzieś po jakiś polach bitwy
> chędożył? Nie ma mowy!
>
> Następny Jurand - ale ten ma oczy wyjebane! BEZNADZIEJA! Załamany Król
> wziął sznur i poszedł do lasu się powiesić. Idzie i nagle widzi: jakiś
> kurdupel - metr dwadzieścia - konus taki, ubrany w marną skórzaną
> kurteczkę, z zardzewiałą szabelką u pasa, opiera się o drzewo i napruty
> jak worek... spawa. U Króla pojawiła się iskierka nadziei, takie małe
> światełko w tunelu. Podchodzi i pyta, czy ten się zgodzi na walkę.
>
> - No pewnie! - odpowiedział napierdolony totalnie głos. Nie był w stanie
> powiedzieć nic więcej.
>
> Teraz trzeba go wyposażyć. I tu problem. Jakiego konia by nie znaleźli,
to
> dla małego Polaczka olbrzym. Nie utrzymałby go nawet. Olali sprawę. Teraz
> miecz. Niestety, nawet najmniejszego nie był w stanie unieść. Wyluzowali.
> Jeszcze zbroja. Ale jakiej by nie przynieśli, to dla naszego bohatera jak
> dom wielka - popijawy by mógł w środku urządzać. Dali se siana. Zostawili
> mu tylko to co miał - cienką skórę i przerdzewiałą szabelkę. Na koniec
> poprosili tylko o jedno:
>
> - Po wszystkim możesz robić co chcesz, ale w dzień bitwy, na Boga,
przyjdź
> trzeźwy!
>
> Słonce wzeszło, obie armie stoją naprzeciwko siebie. Z szeregu
> krzyżackiego wyłania się wspaniały rycerz. Ale gdzie Polak?

... Szukają
> go i szukają. W końcu znaleźli - oczywiście napierdolony jak dzwonek.
Mimo
> to tanio skóry nie sprzedamy. Cucą go i wypychają.
>
> Na ugiętych nogach, zataczając się wychodzi na pole bitwy. Naprzeciw
niemu
> wielki Zygfryd de Loewe w błyszczącej złotem zbroi, z wykurwistym
mieczem,
> na potężnym słoniokoniu. Spina wierzchowca i rusza do ataku. Pędzi z
> ogromną prędkością, ziemia drży pod kopytami słoniokonia, drugie słonce
> błyszczy na złotej piersi Zygfryda (wielki miecz zasłania to pierwsze).
>
> Jagiełło wytrzeźwiał natychmiast i pojął co zrobił. "Ja pierdolę!
Przecież
> on zaraz zmiażdży naszego i wpadnie w nas - rozniesie nas w puch.
Jesteśmy
> już martwi!" - pomyślał zasłaniając twarz.
>
> - W NOGI, kurrrrwa, W NOGI!!! - krzyczy Król i wszyscy spierdalają gdzie
> popadnie.
>
> Zygfryd de Loewe na swym słoniokoniu wpada na kurdupla Polaka - huk,
> trzask, uniósł się tylko kurz i dym...
>
> Wielki Mistrz podjeżdża na miejsce potyczki, aby pogratulować swojemu
> zwycięstwa. Kurz opada, a tu straszny widok: słoniokoń leży z obciętymi
> nogami, parenaście metrów dalej Zygfryd (całe piszczele ma pokrwawione),
a
> Polak stoi niewzruszony opierając się o szablę i mówi:
>
> - Gdyby nie było "W NOGI", to bym cię kurwa zajebał..."