Cytat
Pewnie dlatego żeby człowiek nie zwariował po pierwszej nocy świadomego życia natura wyposażyła go w Boga (albo ogólniej wiarę). I tak niektórzy wymyślają sobie misje, cele, istoty nadprzyrodzone, życie po śmierci, albo zmieniają świat.
Tzw. "wiarą" i Bogami ludzkość tłumaczyła sobie zawsze zjawiska, których nie była w stanie pojąć. Świadomość istnienia jakiś "nadprzyrodzonych" sił, mieszkających "w niebie" (bo poza widocznym niebem nie wiedzieli, co jest dalej, więc była to dla nich naturalna lokacja dla takich yyyy... no nie wiem, jak to określić - istot? No niech będzie istot) dawała im poczucie bezpieczeństwa, że te zjawiska nie biorą się "znikąd".
Oczywiście ich małe, głupiutkie móżdżki nie były w stanie zrozumieć pochodzenia zjawiska "gaszenia słońca przez Bogów" (przykładowo Majowie, Aztekowie, Inkowie), czyli najzwyklejszego zaćmienia; zjawiska określanego mianem "halo", zorzy polarnej, okresów susz czy wielotygodniowych opadów deszczu i wielu, wielu innych. Poza nielicznymi przypadkami bardziej kumatych "szamanów", którzy jako tako rozeznali się, o co chodzi i swoją wiedzę wykorzystywali w celu mamienia współplemieńców sztuczkami w rodzaju "a teraz spadnie deszcz!!!".
I tak "wiara", "Bogowie" zaszczepiani z pokolenia na pokolenie dotrwali do dzisiejszych czasów, gdy loty w kosmos nikogo nie dziwią i już od dawna wiadomo, że jednak w "niebie" nikt nie mieszka, bo ciężko byłoby mieszkać w mieszaninie tlenu, azotu, pary wodnej i dwutlenku węgla, że jednak nie ma "piekła", tylko roztopione od panującej tam temperatury kilku tysięcy stopni jądro planety, że nie jesteśmy jedyną planetą we wszechświecie, na której potencjalnie mogło rozwinąć się życie organiczne i tak dalej i tym podobne.
Ale wiara pozostała. Dla mnie to fenomen, którego nie potrafię zrozumieć. Tłumaczenie sobie naturalnych zjawisk zachodzących w przyrodzie działaniami nadprzyrodzonej siły, odprawianie rytuałów w kościołach (bo inaczej tego nie da się nazwać) i tym podobne.
Pod jednym względem mogę to zrozumieć: kierowanie się w życiu etyką wyznaczaną przez tę wiarę. Często ludziom brakuje wzorców i "kręgosłupa" moralnego, więc lepszy taki wzorzec, niż żaden.
Co prawda, ów kręgosłup moralny bardzo różni się w zależności od konkretnej wiary i rejonu świata, ale sens pozostaje w sumie ten sam: że istnieje "ktoś", kto jest za wszystko odpowiedzialny, wszystko wie, widzi i wszystkich kocha. Jakoś nie pasuje mi to tylko do obrazu umierających z głodu dzieci, wojen i ich setek milionów ofiar, chorób wyniszczających całe populacje, jak AIDS. No za cholerę mi się to nie komponuje w sensowną całość.
@wookieb, ja akurat jestem tolerancyjny, ale tu akurat się z Tobą zgodzę: ostatnio homoseksualiści swoimi paradami równości, żądaniem osobnych trybun na stadionach na E2012 czy żądaniem zalegalizowania związków homoseksualnych i możliwością adopcji lekko przeginają pały

Dziecko do prawidłowego rozwoju potrzebuje "mamy" i "taty" z prostej przyczyny: stanowią oni naturalną, biologiczną kombinację cech psychofizycznych, których żadna para dwóch osób tej samej płci nie jest w stanie zapewnić. Nie wierzę w to, że dwie kobiety będą w stanie zapewnić prawidłowy rozwój i prawidłowo wychować chłopca, lub dwóch facetów dziewczynkę, bo to jest po prostu NIEMOŻLIWE.